czwartek, 4 kwietnia 2013

I znów się widzimy. Może nie potrafię, może jest mi ciężko. Tyle wspomnień. Pamiętam, gdy pisałam te posty przepełniona bólem, żalem, nienawiścią, zażenowaniem, radością, szczęściem. Tam nie ma jeszcze historii. Mam ją dopiero napisać. Lecz czy dam radę?

Kochani, dziękuję, parę osób prosiło o adres bloga, jakbym jakiś miała. Owszem, założyłam. Po prostu nie mogłam, nie potrafiłam, nie pisać. Wtedy życie wydaje się troszkę mniej bezsensowne i fajnie tak po miesiącach wrócić, by śmiać się ze starych problemików.
Dla wszystkich, którzy prosili. I dla każdego innego.

sobota, 30 marca 2013

Pożegnanie.

Czy nie sądzisz, że starczy już odpoczynku? Upadłaś, i to jakże nisko. Nadeszła pora się podnieść. Zacząć nowe życie, zmienić się. Na nowo ukształtować charakter, wymazać wszelkie wspomnienia. Może nam się uda, a może stoczymy się jeszcze niżej i już nie będziemy mogły się wydostać.

Te same reguły, ten sam świat. Jednak rozpoczęła się nowa gra. O stawkę wyższą niż życie czy śmierć.

Dlatego kochani, już nigdy się tutaj nie spotkamy. Nigdy już nie ujrzycie moich pogmatwanych i żałosnych postów. Choć całkiem możliwe, że gdzieś, w mrocznych otchłaniach internetu miniemy się. Nic jeszcze nie jest stracone. Macie szansę na dobre życie. I tego Wam życzę.

Do widzenia.


czwartek, 21 marca 2013

Dzień wagarowicza uważam za udany.

Tak, zgodnie z przykazaniem, by dzień święty święcić, wybrałam się na wagary. Co prawda nie miałam takich planów, aż B. zaciągnęła mnie do szatni aby odnieść teczkę. Usiadła na podłodze opierając się o moją szafkę i nie chciała mnie puścić. Dopiero pięć minut po dzwonku na jakże piekielną lekcję niemieckiego, puściła moją rękę i z triumfalnym uśmiechem oznajmiła, iż już się nie opłaca iść na lekcje. Przeklęta B. 
No i zostałam. Przez pierwsze dwie godziny gnieździłyśmy się w łazience. Potem ona poszła na stołówkę i zjawili się M. i W. Ze szkoły wyszliśmy już we czwórkę. Spokojnym krokiem skierowaliśmy się do Muszli. 
Zaczęła się bitwa na śnieżki. Nie ma to jak dostać pięć razy śnieżką w głowę -,-

Po mniej więcej godzinie M. i W. poszli. Razem z B. zdecydowałyśmy, że wrócimy do szkoły po plecaki. I tak do dzwonka na koniec lekcji zostało dwadzieścia pięć minut, które przesiedziałyśmy koło szafek, gadając o naszych nieszczęśliwych miłościach. 

Teraz już każdy wie, że się zerwałyśmy. Dziwię się, że B. wpadła na tak szalony pomysł. Wprowadzamy ją na złą drogę. 
Ogólnie było fajnie. Pewnie jutro będziemy miały przejebane.


B. TEŻ MA PRZECZUCIE, ŻE SIĘ PODOBAM W. SZKODA MI GO. NIE CHCĘ TEGO. I ZNÓW ZRANIĘ WARTOŚCIOWEGO CHŁOPAKA MYŚLĄC O TYM PAJACU.

'' IRONIA LOSU, GDY PODOBASZ SIĘ KAŻDEMU, A TEN JEDYNY NAWET NA CIEBIE NIE SPOJRZY.''

niedziela, 17 marca 2013

BFF




''Przyjaźń poznaję po tym, że nic nie może jej zawieść ani zniszczyć.Jest nieśmiertelna. 


Post dedykuję mojej Aleks. Ta, co jeździ Fjaatem, ma zajebistego kuzyna, którego muszę kiedyś poznać, pięknie rysuje i w sumie mogłabym tu wymienić miliony rzeczy, które czynią ją niezwykłą.

Przyjaciółka to osoba, która gdy powiem ''zabiłam kogoś'', zapyta jedynie, gdzie zakopiemy jego ciało.

Bo tylko z nią mogę jarać się skoczkiem z Ukrainy, ZUSem. Mimo opętania przez strzałeczki, prześladowania przez niewyspanego starego pedofila z Lublina, Aleks zawsze mi pomoże. A ja jej. I pomyśleć, że zaledwie sześć miesięcy temu się nie znałyśmy. Lecz w końcu musiałybyśmy na siebie trafić. Takie tam dwie zryte banie. <3

''Friends are angels who lift us to our feet when our wings nave trouble remembering how to fly.''



                                               ( Napiszemy tak na śniegu w Norwegii <3 )


Przede wszystkim dziękuję Ci. Za to, że zawsze jesteś. Odpowiesz szczerze, wyrazisz swoją opinię, dasz kopa gdy trzeba, otworzysz oczy. I że cieszysz się razem ze mną z tych moich miłosnych durnot. Dzień bez zamienienia choćby jednego słowa z Tobą to dzień stracony. 




piątek, 15 marca 2013

A gdyby tak zacząć mieć wszystko gdzieś? Zupełnie olewać rzeczy, na które nie mamy wpływu? Czy wtedy będzie lepiej? No dobrze, a więc spróbujmy.

FUCK EVERYTHING.

Pieprzyć wszystko. Pieprzyć zimę. Pieprzyć matmę. Pieprzyć koniec zwolnienia z w-fu. Pieprzyć gimnastykę w następnym tygodniu. Pieprzyć ten minus z pracy na lekcji na historii. Pieprzyć zawalenie fizyki. Pieprzyć to, że wracając do domu z Ł. i B. zostałam chamsko popchnięta przez B. prosto w zaspy. Pieprzyć chorobę. Pieprzyć strach. Pieprzyć angielski. Pieprzyć wywiadówkę.

Tyle rzeczy. Tyle nieszczęść i niebezpieczeństw. Zabawne, jak jedno kilkuminutowe wydarzenie potrafi zmienić punkt widzenia.

Tak, podszedł. Tak, pogadaliśmy.


Będę brnąć w to dalej, ramię w ramię z sercem. Pozwolę, by zalały mnie uczucia. Mimo że wiem, iż to mnie zgubi.
Pieprzyć wasze ostrzeżenia. Każdy ma prawo zmarnować sobie życie.

niedziela, 10 marca 2013

Nowy początek.

Hej, ty! Tak, ty, co przemierzasz mroczne zakamarki głębi internetu.
Zapakuj do torby przyjaciół, w najgorszym kącie schowaj wrogów. Zapamiętaj wszystkie udzielone ci lekcje. Przesłuchaj ostatni raz ulubione piosenki. Wybierz się na spacer tajemniczymi uliczkami własnego umysłu, a gdy już tam będziesz, zgaś wszystkie latarnie. Niech zapadnie ciemność, która pochłonie to wszystko. Zjedz ciasteczko. Wróć do domu, okryj wspomnienia folią, by się nie zakurzyły. Utop ostatnich członków rodziny w Simsach. Tutaj leżą puste walizki. Wypełnij je wiedzą, uśmiechem, strachem, bólem, radością i wiarą. Załóż ulubione trampki i bluzę z Myszką Miki. Nim wyjdziesz, weź z kąta tą kolorową parasolkę, może padać. Gotowe? Możesz otworzyć drzwi. Wyjdź na zewnątrz, unieś wzrok ku niebu z nadzieją na szczęście. Zamknij drzwi na klucz, następnie go połknij. Uściskaj rozum, obiecaj, że zadzwonisz. Pod pachę weź serce i idźcie, działajcie zgodnie i pamiętajcie - zawsze przed siebie. Bo już pora na nowy początek.


piątek, 8 marca 2013

Nie ogarniam już.

Nie wiem. Nie ogarniam już - oto opis na dziś. Te spojrzenia, gesty. Może i coś znaczą, ale czy można bez wahania im zaufać?
To uczucie. Dziwne, małe stworzonko, przy którym muzyka i słowa są bezradne. To małe coś wyżera Cię od środka. Niby wszystko jak dawniej. A jednak nie. Czujesz pustkę, jakby w tej wielkiej układance brakowało jednego, zarazem najważniejszego puzzla. Puzzla dającego temu wszystkiemu sens i cel. Niemożliwe, bo czy może brakować czegoś, czego nigdy się nie miało? Nie.

Opisując dzisiejszy dzień, mogłabym się zachwycać. Chociaż wszystko wskazuje na jedno, boję się w to uwierzyć. Gdyby okazało się to prawdą, byłoby pięknie. Zbyt pięknie. Nie zasługuję na coś takiego. Nie po tym, co narobiłam. Bo czy osoba ciągle raniąca innych, kłótliwa, samolubna, kłamliwa i wredna jest godna doznania szczęścia? Tak, raniłam i to bardzo. Rodziców, znajomych, chłopców. Moja z reguły cicha dobra strona podpowiada mi, że powinnam to odrzucić, przestać się starać, zapomnieć. I może jest to prawda. Ale kurwa, kocham go. No kocham no. I za cholerę nie chcę przestać. Zamierzam brnąć w to dalej, stanąć po stronie szalonego serca, głucha na wszelkie ostrzeżenia rozumu.

Może wydawać się, iż jestem chora psychicznie. ''Jesteś po prostu zakochana'', jak to trafnie określiła Iza. Nawet nienaumyślnie słucham jej i rozmyślam nad każdym tego typu zdaniem. Ona jest mądra. Rozumie.
Kiedyś zadałam sobie pytanie. Gdyby oboje stali nad przepaścią - ona i on. Kogo bym uratowała?
Nie wiem. Przeraża mnie to. W dupę jeża, zamieniłam z nim tylko parę słów! Nie ogarniam już.

O co w ogóle chodzi w tej całej miłości?

czwartek, 7 marca 2013

My illusion, my mistake.

Tak oto nadszedł kolejny dzień, w którym nie potrafię nawet odpowiedzieć na głupie ''co tam?''. Źle. Beznadziejne. Idealnie. Świetnie. Nieźle. Do dupy. Zajebiście. Szczęśliwie. Smutno. Powiedz mi, czy kiedykolwiek miałeś tak, że nie wiedziałeś, co tak właściwie czujesz? Wiesz, taki nastrój. Gdy radość zlewa się w jedno ze smutkiem. Wściekłość nachodzi na szczęście, a miłość przeplata się niczym w barwnym tańcu z nienawiścią i obojętnością? Lecz gdzieś głęboko pod tą różnokolorową mgłą widnieje prawda. Ale czy aby na pewno chcesz ją poznać?

Tysiące pytań, żadnych odpowiedzi. A czas ucieka.


środa, 27 lutego 2013

Oh God Why?

To nie był mój najlepszy dzień. Definitywnie.
Znajdźcie mi kurs rzucania zeszytami. Okej, źle rzuciłam. Lecz czy naprawdę musiał to być on?

Panie Boże, naprawdę bardzo śmieszne. Gratuluję poczucia humoru.

DAJCIE MI LINĘ. GAŁĄŹ JUŻ ZNAJDĘ SAMA ;__;


niedziela, 10 lutego 2013

Wytrzymaj. A wkrótce wszystko się skończy. Będziesz mógł iść.
Będzie pięknie. Jest tylko jeden warunek - przeżyj.

niedziela, 27 stycznia 2013

Ognisty tłum stłumionych aniołów.



Jest pięknie. Tak błogo i spokojnie. Cieszysz się, nie pozwalasz, by wróciły wspomnienia i myśli, przez które tak cierpisz. Nie jesteś ani w teraźniejszości, ani w przyszłości. Próżnia. I tak to trwa, dzień za dniem, aż w końcu coś przerywa tą błogą nicość. Koniec. Nadchodzi kres, pora wrócić do życia. Panikujesz, by zaraz potem znaleźć się w otchłani rozpaczy, popadasz w depresję. Nie dam rady, myślisz. Pojawia się ochota na samobójstwo. Bo i po cóż żyć, skoro wszystko co dobre się skończy? Nastanie mrok, ból i cierpienie. To nie ma sensu. Aż nagle uświadamiasz sobie, że mogło być lepiej. Mogłeś korzystać z danego ci czasu, cieszyć się każdą chwilą, tymczasem ty nie zrobiłeś nic. Zmarnowałeś tak cenny dar. Nic nie osiągnąłeś, a można było zrobić tak wiele, cały wachlarz możliwości i korzyści. Nie, nie płacz. Nie masz prawa płakać, jeśli nie walczyłeś. A te dni nie wrócą. Boli, prawda? Raz po raz powtarzasz, że nie dasz rady. W końcu nadchodzi dzień, kiedy nie masz wyboru. Musisz. I właśnie wtedy dajesz radę. Wchłania cię wir pracy i obowiązków, zapominasz skreślać dni w kalendarzyku. Mijają godziny, dni, miesiące. Nastaje czerwiec, niegdyś upragniony czas wolności i spokoju. Tymczasem ty rozpaczasz, nie chcesz go. Wolisz pracować. Z niechęcią odchodzisz, by za jakiś czas ubolewać z powodu zakończenia. Nie chcesz wracać do pracy. I tak w kółko. Błędne koło.
To odzwierciedlenie mojego życia.


I tak przechodząc przez etap rozpaczy, rozmyślam o maju. Piękny, magiczny maj 2011. Codzienne poranne przesiadywanie i zabawa w berka przed szkołą. Ekscytujące rozmowy, śmiech. To był niesamowity czas. Chociaż wiem, iż prawdopodobnie nigdy tego nie przeczytasz, dziękuję Ci, Agnieszko. Dziękuję za ten najlepszy czas w moim życiu. Szkoda, że to był tylko miesiąc. Lecz nie było źle. W 2012 zastąpiły go codzienne mecze koszykówki przed lekcjami. Mimo całej waszej wrogości i fałszerstwa zawsze umieliśmy się dobrze bawić. I pewnie Wy nadal się bawicie. Ja odeszłam. Odeszłam do wspaniałych ludzi, ale oni tak nie potrafią. Zapewne zapytałabyś, dlaczego Was zostawiłam. Owszem, mogłam zostać i dalej byłoby świetnie. Stanęłam przed najtrudniejszym wyborem - musiałam wybrać między tym, co powinnam, a tym, czego chcę. I wiesz, że zdecydowałam się na pierwszą opcję. Nie wiem, czy to był błąd i zapewne nigdy nie będę w stanie tego stwierdzić. I Wy i oni macie swoje plusy i minusy, jesteście na równi. Cokolwiek bym nie wybrała, zawsze spotka mnie ból i radość.

A teraz Ty odchodzisz, skarbie. Zbywałaś mnie, gdy pytałam dlaczego się przenosisz. Ale wreszcie dojrzałam. Masz rację, Agnieszko, zmieniłam się. Na samolubną, wredną ku*wę. Nie mam do Ciebie żalu za te wszystkie słowa. Dałaś mi coś, czego ja nigdy nie byłabym w stanie dokonać - pokazałaś, jak zmienić zwykłe chwile w niezapomniane, pokazałaś mi szczęście. Kiedyś podziękuję Ci za to w rzeczywistości, obiecuję.


Ludzie, pomagajcie ludziom.

A, i jeśli jeszcze raz odpowiem Ci niegrzecznie, przypie*dol mi. Tylko mocno.

sobota, 12 stycznia 2013

Śnieg.

''Bliskim mów, gdyby pytali,
że chwilowo zmieniłam adres,
że w niebie leczę duszę
z przedawkowania rzeczywistości.''

Usunęłam wszystkie posty, no może prócz jednego, nieopublikowanego. Takiego który wiele dla mnie znaczy, ale z nikim się nim nie podzielę. 

Miałam powiedzieć, iż dzień jak każdy inny. Ale nim się na to zdecydowałam, zerknęłam za okno. Ujrzałam tysiące, wręcz miliony malutkich, białych płatków robiących piruety na wietrze, a następnie powoli opadające na przykrytą chudym białym dywanem ziemię. Zrobiło mi się tak jakoś cieplej. Kocham śnieg, a szczególnie zamiecie. Nie przeszkadza mi zimno i chmury, lubię je. Są takie prawdziwe. W przeciwieństwie do kłamliwego słońca, które zakrywa swoimi promieniami problemy. Chwilowo jest pięknie, a gdy zajdzie, samolubnie pozostawiając nas z mrokiem życia, wszystko wydaje się beznadziejnie trudne i nieosiągalne. 

Postanowiłam być silna i nie zaprzątać sobie głowy jakimś nieosiągalnym, przerażająco przystojnym przedstawicielem płci męskiej. Od dziś nie dbam o to, jak wypadnę w jego oczach. Zmieniłam się i cieszy mnie to. Pytanie tylko, czy dam radę zostać taka, jaką jestem dziś gdy przekroczę próg szkoły?
Wczoraj, a właściwie dziś, zaczęłam ferie. Mam dwa tygodnie na udoskonalenie siebie. Doprawdy nie wiem, jak potężna psychicznie będę musiała się okazać, by tam wrócić po tak długiej przerwie.


Chciałabym kiedyś zobaczyć wilka. Jest tak wspaniały i tajemniczy. Mogłam urodzić się jako wilczyca. Albo kruk, sowa. Ewentualnie kotek. Te zwierzątka są śliczne. Kiedyś będę miała kota. Zobaczycie wszyscy.



Chyba przestało sypać, albo pada drobniej, bądź wpierniczył się deszcz. Nie powinien padać w zimie, topi śnieg. Ma do dyspozycji wiosnę, lato i jesień. Ale nie, po cholerę ma wtedy padać? Lepiej w zimie, niszcząc piękno okrytego białym puchem świata. Kiedyś mu tego zakażę. Zobaczycie wszyscy.

''WSZYSCY WIEDZĄ, ŻE CZEGOŚ NIE DA SIĘ ZROBIĆ. I WTEDY POJAWIA SIĘ TEN JEDEN, KTÓRY NIE WIE, ŻE SIĘ NIE DA, I ON WŁAŚNIE TO COŚ ROBI.''  ~ALBERT EINSTEIN

Zastanawiam się, czy powodem mojego zachowania przez dzisiejszy dzień nie był przypadkiem sen. Ach, jakiż on był piękny. Nie wiedziałam, że mam tak wspaniałą wyobraźnię.
Byłam czarodziejką, znajdowałam się w pięknym mieście. Wraz z S. próbowałam włamać się do kamienicy magów. Nacisnęliśmy dzwonek do jakiegoś potężnego gościa. Drzwi się otwarły, a my schowaliśmy się do jakiegoś pudła. Niestety magik nas zauważył, znaleźliśmy się pomiędzy pięknymi zielonymi drzewami. W dwójkę uciekaliśmy przed nim, co jakiś czas rzucając zaklęcia oszałamiające. W tym momencie się obudziłam.
 Pamiętam, że gdzieś na początku spałam i S. czule głaskał mnie po dłoni. To było dziwne, ale moja chora psychika zmyśliła sobie, iż poznała jego prawdziwe ja. Pff, bzdura. Lecz najgorsze jest to, iż cała obojętność do niego z wczoraj ustąpiła miejsca jeszcze większemu zakochaniu. Jakbym już nie była dostatecznie pogrążona. Chyba dzisiaj nie zasnę.




Adiós. Do następnego razu.