Nie wiem. Nie ogarniam już - oto opis na dziś. Te spojrzenia, gesty. Może i coś znaczą, ale czy można bez wahania im zaufać?
To uczucie. Dziwne, małe stworzonko, przy którym muzyka i słowa są bezradne. To małe coś wyżera Cię od środka. Niby wszystko jak dawniej. A jednak nie. Czujesz pustkę, jakby w tej wielkiej układance brakowało jednego, zarazem najważniejszego puzzla. Puzzla dającego temu wszystkiemu sens i cel. Niemożliwe, bo czy może brakować czegoś, czego nigdy się nie miało? Nie.
Opisując dzisiejszy dzień, mogłabym się zachwycać. Chociaż wszystko wskazuje na jedno, boję się w to uwierzyć. Gdyby okazało się to prawdą, byłoby pięknie. Zbyt pięknie. Nie zasługuję na coś takiego. Nie po tym, co narobiłam. Bo czy osoba ciągle raniąca innych, kłótliwa, samolubna, kłamliwa i wredna jest godna doznania szczęścia? Tak, raniłam i to bardzo. Rodziców, znajomych, chłopców. Moja z reguły cicha dobra strona podpowiada mi, że powinnam to odrzucić, przestać się starać, zapomnieć. I może jest to prawda. Ale kurwa, kocham go. No kocham no. I za cholerę nie chcę przestać. Zamierzam brnąć w to dalej, stanąć po stronie szalonego serca, głucha na wszelkie ostrzeżenia rozumu.
Może wydawać się, iż jestem chora psychicznie. ''Jesteś po prostu zakochana'', jak to trafnie określiła Iza. Nawet nienaumyślnie słucham jej i rozmyślam nad każdym tego typu zdaniem. Ona jest mądra. Rozumie.
Kiedyś zadałam sobie pytanie. Gdyby oboje stali nad przepaścią - ona i on. Kogo bym uratowała?
Nie wiem. Przeraża mnie to. W dupę jeża, zamieniłam z nim tylko parę słów! Nie ogarniam już.
O co w ogóle chodzi w tej całej miłości?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz